Skoczów 4.04.2021
A po sabacie, o świcie pierwszego dnia tygodnia, przyszła Maria Magdalena i druga Maria, aby obejrzeć grób. I oto powstało wielkie trzęsienie ziemi, albowiem anioł Pański zstąpił z nieba i przystąpiwszy odwalił kamień i usiadł na nim. A oblicze jego było jak błyskawica, a jego szata biała jak śnieg. A strażnicy zadrżeli przed nim ze strachu i stali się jak nieżywi. Wtedy anioł odezwał się i rzekł do niewiast: Wy się nie bójcie; wiem bowiem, że szukacie Jezusa ukrzyżowanego. Nie ma go tu, bo wstał z martwych, jak powiedział; chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał.
Ewangelia Mateusza 28,1-6 (Biblia Warszawska)
Ilustracja: Julius Schnor v. Karolsfeld
Umiłowani w Panu Jezusie Chrystusie, Siostry i Bracia!
W naszym Śpiewniku Ewangelickim, od numeru 170‑tego rozpoczynają się pieśni wielkanocne. Już pierwsza z nich, która tutaj w parafii skoczowskiej raczej nie jest znana i przez to nie śpiewa się jej w poranek wielkanocny, niesie w sobie to szczególne przesłanie:
Alleluja! Zaśpiewajcie, cześć, chwałę Chrystusowi dajcie! Jak wielki jest ten Jego dzień! Zmartwychwstał bohater święty, rozerwał śmierci srogie pęta, co za nas wstąpił w grobu cień. Wypełnił dzieło swe, moc wszelką w rękę wziął. Alleluja! Króluje sam, bo z śmierci bram zwycięskie wyjście sprawił nam.
To szczególne przesłanie jest dzisiaj treścią radosnego zwiastowania we wszystkich kościołach wywodzących się z zachodniej tradycji chrześcijańskiej. W Kościołach prawosławnych Wielkanoc obchodzona jest bowiem według kalendarza juliańskiego – czyli w tym roku nastąpi to dopiero w niedzielę 2-go maja. Już na podstawie tych kilku informacji nietrudno się zorientować, że termin świąt Zmartwychwstania Pańskiego, jak zresztą terminy wszystkich innych chrześcijańskich świąt, są umowne. Bo ani w czasie narodzenia Pana Jezusa, ani w czasie jego działalności, jak również śmierci i zmartwychwstania, nikomu nie przyszło na myśl, aby te fakty odnotować w nielicznych wtedy kronikach. Tak przy narodzeniu Jezusa, jak i jego śmierci i zmartwychwstaniu, nikt nie spodziewał się, że te wydarzenia nabiorą takiej wagi, że staną się wręcz przełomowymi na skalę światową i ponadczasową. Narodziny Pana Jezusa wpłynęły przecież na zmianę rachuby czasu i odliczania poszczególnych lat w kalendarzu, który podzielono na ery – przed i po Chrystusie. Ale na pewno nigdy by się to nie urzeczywistniło, gdyby nie było Zmartwychwstania. W piątkowym zwiastowaniu mówiłem o Bożym planie zbawienia, który na nasz rozum nie jest do zrozumienia. Nasza logika i wyuczona umiejętność wiązania faktów i wyciągania wniosków, tak do końca nie potrafią zrozumieć Bożego zamysłu, ani Jego zamierzeń. I znowu okazuje się, jak przemożny wpływ miało natchnienie Duchem Bożym Izajasza, który jakże trafnie Izajaszowi podpowiedział: „Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje – mówi Pan, lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze” (Iz 55,8-9). Przyjście na świat Jezusa Chrystusa, cała Jego działalność, czynione przez Niego cuda i głoszone poselstwo, w krótkim czasie po Jego ukrzyżowaniu straciłyby na znaczeniu, gdyby nie było Zmartwychwstania. Co najwyżej, może ktoś wspomniałby o Jezusie w jakimś podręczniku do filozofii. Może czasem cytowane byłyby jego błyskotliwe i jakże trafne przemyślenia. Choć i to jest wątpliwe, bo wcale nie jest pewne, czy w ogóle powstałyby Ewangelie i wszystkie pozostałe Pisma Nowego Testamentu, gdyby właśnie nie było Zmartwychwstania.
To też jest bardzo ciekawy wątek w całej historii Zbawienia, że na początku wszystko opierało się na bezpośrednim ustnym przekazie. A dopiero wtedy, gdy – najprawdopodobniej – dostrzeżono nie tylko potrzebę, ale przede wszystkim działającą przez wiele lat moc tego poselstwa wielkanocnego, podjęto się spisywania ważniejszych wydarzeń z życia Jezusa oraz Jego wypowiedzi. Musimy mieć świadomość, że pierwszą spisaną ewangelią była ta, napisana przez Marka, która powstała dopiero ponad 30 lat po śmierci Pana Jezusa. Tym bardziej podkreśla to znaczenie Zmartwychwstania Pana Jezusa, bo bez Zmartwychwstania, bez natchnienia Ducha Świętego – zatem bez Bożej ingerencji, nie byłoby żadnych szans na to, aby właśnie Ewangelia – czyli ta Radosna Nowina o Jezusie Chrystusie nie tylko mogła przetrwać, ale z całą mocą się rozwinąć i rozprzestrzenić po całym świecie. I znowu w tym momencie musimy odwołać się do zapowiedzi, którą znajdujemy na kartach Pisma Świętego, a konkretnie w Ewangelii Mateusza, która taki scenariusz przewidziała. Pan Jezus, zapowiadając koniec świata i swoje powtórne przyjście, powiedział: „I będzie głoszona ta ewangelia o Królestwie po całej ziemi na świadectwo wszystkim narodom, i wtedy nadejdzie koniec” (Mt 24,14). Wyczuwamy chyba, że bez Jego Zmartwychwstania nie byłoby żadnych szans na to, żeby słowa te mogły się urzeczywistnić. Bo przecież całe poselstwo Nowego Testamentu ma swoją siłę sprawczą właśnie w Zmartwychwstaniu. Apostołowie, ich następcy oraz całe pokolenia chrześcijan, którzy nie tylko głosili Ewangelię o Jezusie i Jego Zmartwychwstaniu, ale byli gotowi za tę Prawdę umierać, nigdy nie mieliby takiej odwagi i determinacji, gdyby właśnie Zmartwychwstanie nie było dla nich faktem.
Z tym faktem po raz pierwszy zetknęły się przy otwartym grobie kobiety – wg Mateuszowej relacji: Maria Magdalena i druga Maria, która w relacji Ewangelisty Marka wspomniana jest jako Maria Jakubowa. Marek wymienia ponadto jeszcze jedną kobietę: Salome. Ewangelista Łukasz nie wymienia kobiet z imienia, natomiast Ewangelista Jan wspomina jedynie Marię Magdalenę. Tak naprawdę nie jest to istotne, że Ewangeliści różnią się w swoich opisach. Przecież każdemu z nich mogły utkwić w pamięci różne osoby, a Łukasz mógł po prostu zapomnieć, kto to dokładnie był, a przy tym nie chciał podawać konkretnych imion, nie będąc pewnym, czy zgadzałoby się to z rzeczywistością. Najważniejsze jest, że każdy z nich był przekonany, że przy pustym grobie w dniu zmartwychwstania, na pewno były kobiety, które – jak z tego wynika – na pewno nie spodziewały się zastać pustego grobu, a już tym bardziej doświadczyć zmartwychwstania. Potwierdza to relacja Janowa, w której Maria Magdalena, której ukazał się Jezus (choć go nie poznała), zwróciła się do niego: „Jeśli ty go [czyli Jezusa] wziąłeś, powiedz mi, gdzie go położyłeś, a ja go wezmę” (J 20,15).
Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa było przełomowym wydarzeniem w całej Jego działalności. Z jednej strony potwierdziło całą Jego działalność i wszystkie wypowiedziane słowa. Z drugiej strony ostatecznie całkowicie zmieniło bojaźliwych apostołów, w pełni zdeterminowanych ambasadorów Jezusa Chrystusa, którzy gotowi byli – zgodnie z poleceniem swojego Mistrza – iść i czynić uczniami „wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co” Jezus im przykazał (Mt 28,19-20).
Według Ewangelisty Mateusza, dwie kobiety przyszły do grobu. Z relacji tej wynika, że odwalenie kamienia nastąpiło wskutek trzęsienia ziemi, którego one były niejako świadkami. Trzęsienie zostało zaś wywołane przez anioła, któremu przypisane jest odwalenie owego kamienia. Anioł na pewno nie wyglądał przyjaźnie, skoro jego oblicze było jak błyskawica. Ponadto sam fakt, że jakaś nieziemska istota była zainteresowana grobem i zarazem była zaangażowana w odwalenie kamienia, którym zatarasowane było jego wejście, też musiało robić wrażenie. Nie dziwi nas informacja, że strażnicy – czyli rzymscy żołnierze pilnujący grobu – „zadrżeli przed nim ze strachu i stali się jak nieżywi” (w. 4). Podejrzewam, że owe kobiety były – jak byśmy to teraz ujęli – w o wiele gorszym stanie. W dalszym ciągu podkreślam, że poszły z nastawieniem, aby obejrzeć grób, a według innych Ewangelistów Marka i Łukasza, aby dodatkowo zabalsamować ciało – jak mniemały – nieżywego Jezusa. Nakupiły bowiem wonności, które właśnie do tego celu miały służyć. Zatem z całą pewnością możemy twierdzić, że owe niewiasty – od śmierci do chwili przyjścia do grobu – żyły w głębokim przeświadczeniu, że skoro Jezus został ukrzyżowany i na pewno nie żył, to jedynie, co mogły jeszcze dla niego uczynić, to namaścić Jego ciało – bo tak się praktykowało i tak też należało uczynić również Jezusowi.
Czy jednak w tym całym opisie zmartwychwstania nie ma pewnych niespójności? Ja zauważam przynajmniej jedną, która wcale nie podważa faktu zmartwychwstania, a jedynie jeszcze bardziej je potwierdza. Chodzi o to, że przyglądając się przedstawionym relacjom zmartwychwstania oraz biorąc pod uwagę opisy dalszych wydarzeń z życia apostołów, jestem przekonany o tym, że tak trzęsienie ziemi, jak również odwalenie przez anioła kamienia, nie były ani koniecznym warunkiem opuszczenia grobu przez Jezusa, a już tym bardziej jego zmartwychwstania. Mówiąc o zmartwychwstaniu, mówimy o fakcie, który dla nas ludzi może być wytłumaczony jedynie jako cud, który w żaden sposób nie da się wytłumaczyć czy wyjaśnić jakąkolwiek znaną współcześnie metodą naukową. Chodzi przecież o Jezusa Chrystusa, a w zasadzie o Jego martwe ciało, które w wyniku zmartwychwstania, nie tylko straciło znamiona ludzkich zwłok, ale całkowicie zmieniło swoje właściwości. Z jednej strony:
- jak czytamy w Łukaszowej relacji ukazania się uczniom w drodze do Emaus, że Jezus „znikł sprzed ich oczu” (Łk 24,31), gdy uczniowie rozpoznali go po łamaniu chleba. Czyli w pewnym momencie – jak to się czasami określa w literaturze czy filmach fantastycznych – Jezus się zdematerializował i najnormalniej w pewnym momencie zniknął.
- albo jak czytamy w Janowej relacji, że Jezus „stanął pośrodku [pokoju, który był zamknięty] i rzekł do nich: Pokój wam!” (J 20,19). A skoro pokój był zamknięty, tzn. że Jezus w jakiś tajemniczy sposób przeszedł przez te zamknięte drzwi albo przez ścianę.
Pan Jezus zatem posiadał ciało, które miało całkiem inne właściwości i zarazem możliwość nagłego i całkowitego znikania, albo przenikania nawet przez ściany czy mury.
Z drugiej strony to samo przemienione ciało po zmartwychwstaniu miało zarazem normalne właściwości ludzkiego ciała, bo mogło spożywać pokarmy i można je było dotykać i wyczuwać. Ewangelista Łukasz celowo przytoczył słowa zmartwychwstałego Jezusa: „Spójrzcie na ręce moje i nogi moje, że to Ja jestem. Dotknijcie mnie i popatrzcie: Wszak duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam” (Łk 24,39). A dwa wersety później Łukasz dalej podaje: „Lecz gdy oni [czyli apostołowie] jeszcze nie wierzyli z radości i dziwili się, rzekł im: Macie tu co do jedzenia? A oni podali mu kawałek ryby pieczonej i plaster miodu. A On wziął i jadł przy nich” (Łk 24,41-43).
Dlatego jestem o tym przekonany, że tak naprawdę dla samego zmartwychwstania w ogóle nie było konieczne trzęsienie ziemi czy odwalenie przez Anioła kamienia, którym zastawione i zabezpieczone było wejście do grobu. Pan Jezus zmartwychwstał prawdziwie w zaciszu grobu, w którym spoczywał i w takiej samej ciszy i spokoju mógł opuścić ten grób, nie bacząc na kamień, który tarasował drogę nie tylko do grobu, ale i z grobu. Skoro mógł przechodzić przez zamknięte drzwi lub ściany, to dlaczego by miał nie przejść przez skałę grobowca czy kamienia stojącego u wejścia?
To spektakularne – nazwijmy to – EFEKTY były potrzebne jedynie ludziom:
- Strażnikom, aby mogli zrozumieć, że ich siła, sprawność, odwaga czy jakakolwiek taktyka nie zda się na nic, gdy trzeba zmierzyć się i stawić czoła z Panem panów i Królem królów. Z prawdziwym człowiekiem i zarazem prawdziwym Bogiem – zmartwychwstałym i zwycięskim Chrystusem.
- Te efekty potrzebne były też niewiastom, aby namacalnie mogły się przekonać nie tylko o potędze Bożej, o Jego wszechmocy, ale również o tym, że grób był rzeczywiście pusty, że – mówiąc językiem filmowym – ukrzyżowany, zatem martwy Pan Jezus, nie miał żadnego dublera, który za wszelką cenę chciał dowieść, że zapowiadane przez niego zmartwychwstanie nie legło w gruzach, tak jak jego zmasakrowane ciało w grobie.
Gdy dzisiaj – właśnie w pamiątkę Jego zmartwychwstania – spotykamy się w naszych kościołach i radujemy się ze zmartwychwstania naszego Pana, wszystkie te przytoczone argumenty i fakty, mają i powinny wzmocnić i wzmacniać naszą wiarę. Do tego stopnia, abyśmy z takich trwożliwych (żeby nie powiedzieć: tchórzliwych) uczniów Jezusa, zmienić się w całkowicie oddanych dla sprawy apostołów zmartwychwstałego Chrystusa. Abyśmy pogłębiali swoją wiarę, budując ją nie na piasku tradycji czy na bezrefleksyjnym przekonaniu, że tak trzeba, ale na fundamencie zmartwychwstania Pana Jezusa, który prawdziwie pokonał śmierć i zmartwychwstał, pokazując nam tym samym to, co zapowiedział w swoim Słowie: „Ja żyję i wy żyć będziecie” (J 14,19). Uchwyćmy się tej nadziei i trzymajmy się jej kurczowo, bo to jedyna możliwość, aby mogły się urzeczywistnić i te słowa Jezusa: „przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie Ja jestem, i wy byli” (J 14,3). Amen.
ks. dr Alfred Borski